Podróż z Drače do Czarnogóry zaczęliśmy już w poprzednim poście. Przed południem odwiedziliśmy Kupari, Cavtat. Naszym docelowym miejscem jest jednak Czarnogóra.
Nasza wycieczka jest jednodniowa. Szkoda, bo Czarnogóra to miejsce na dłuższy pobyt. Ponieważ po Kupari i Cavtat mocno po południu przekroczyliśmy granicę z Czarnogórą na coś trzeba się było zdecydować. Wybrałem to co chciałem zobaczyć już od dawna – wysepkę Sveti Stefan i Kotor. I to właśnie w takiej kolejności. Wyspa Sveti Stefan jest najdalszym punktem jaki odwiedzimy. Później będziemy wracać w kierunku Pelješac. Poza tym tej wyspy nie zwiedzimy. I nie chodzi tu o brak czasu. Moim zdaniem i tak najlepiej prezentuje się z wysoka. To bardzo znany widok, często umieszczany na turystycznych folderach. Chciałem zobaczyć wysepkę, która nawet na mapach Google prezentuje się wyjątkowo.
Zabrakło niestety czasu na odwiedzenie starego miasta Budva, pobliskiej wyspy św. Mikołaja czy jeziora Szkoderskiego. Cóż, trzeba zostawić coś przyszłości.
Czarnogóra – przed wjazdem
Warto przypomnieć, że obecna Czarnogóra to młode państwo. Po rozpadzie Jugosławii, do 2006 roku Czarnogóra współtworzyła państwo razem z Serbią (Serbia i Czarnogóra). 21 maja 2006 zostało przeprowadzone referendum, którego wyniki przesądziły o rozpadzie tego tworu na dwa niezależne państwa. Parlament Czarnogóry proklamował niepodległość 3 czerwca 2006 roku.
Przed wyjazdem przypominam – Czarnogóra nie jest w Unii Europejskiej. Jednak z wjazdem na jej teren nie ma problemu. Jeśli planujecie spędzić tu do 30 dni to na wjazd wystarczy Wam dowód osobisty. Jeśli dłużej (do 90 dni) konieczny jest paszport. Na dłuższy okres potrzebna jest wiza. Ciekawostką jest to, że oficjalną walutą jest tu EUR. To następstwo wprowadzenia w 1999 roku jako narodowej waluty marki niemieckiej (najpierw jako drugiej, później jako jedynej obowiązującej w tym kraju waluty) po hiper inflacyjnych przygodach jugosłowiańskiego dinara. Zwróćcie też uwagę na koszty połączeń telefonicznych i internetu. Pisałem już o tym w poście o wyprawie na wschód od Pelješac (Bośnia i Hercegowina). Przypominam – jeśli macie zamiar korzystać z Waszych telefonów by rozmawiać, pisać smsy lub choćby używać w telefonie mapy – polecam kupić miejscową kartę telefoniczną. Jeśli nie zrobicie tego to limit na krajowy internet wyczerpiecie w ciągu kilku/kilkunastu minut. Rachunki będą okrutne. Nasza podróż miała miejsce w lipcu. Trochę później w wyprawę przez Czarnogórę wyruszył też Mistrz Robert. Polecam ten odcinek. Jedzie przez Czarnogórę, Albanię do Grecji, ale w samej Czarnogórze dużo czasu poświęca zatoce kotorskiej (Boka Kotorska) i wyspie św. Stefana – czyli miejscom, którym w dużej mierze poświęcimy ten post.
ROBERT MAKŁOWICZ CZARNOGÓRA/ALBANIA odc.103 „ Nad Jeziorem Szkoderskim”.
Jesteśmy w Czarnogórze
Jadąc przez Czarnogórę zapomnijcie o szerokich, szybkich, wygodnych autostradach jakimi częstuje nas Chorwacja. Tu najczęściej droga jest jednojezdniowa. Nie ma też obwodnic, więc przejeżdżając na południe, pchamy się przez centrum miast. Przy Kotorze oznacza to co najwyżej stanie w korku. Jadąc przez Budvę miejcie oczy szeroko otwarte. Z każdej bocznej uliczki może wyjechać samochód, którego miejscowy kierowca w nosie ma zasady ruchu drogowego, bo jest u siebie.
Nasza trasa prowadzić ma wokół zatoki Kotorskiej (Boka Kotorska) przez Kotor, Budvę do wyspy św. Stefana.
Po przejechaniu kilkunastu kilometrów od granicy dojeżdżamy do zatoki Kotorskiej. Tu trzeba podjąć decyzję – skracamy drogę promem czy objeżdżamy wokół zatokę. Prom wypływa z miejscowości Kamenari, 25 km od granicy z Chorwacją.
Dla tych co mają mniej czasu polecam prom. Za 5 euro od samochodu lub 2,5 euro od motocykla przeprawa na drugą stronę zatoki to około 900 metrów i potrwa z 20 minut. Docelowy port Lepetane. W sezonie promy pływają całą dobę mniej więcej co godzinę. Sami zobaczcie jak mocno skraca się drogę korzystając z promu:
Dla tych bardziej ciekawych świata polecam wyprawę wokół zatoki. Nadłożycie około 30 km i nie mniej niż 40 minut (w sezonie bez postojów ponad godzinę przez korki), ale mimo wszystko polecam tą opcję. Wybrałem właśnie ją. Jazda tuż przy morzu, wąską drogą, tuż przy stromych zboczach gór robi wrażenie (zatokę otaczają dwa wysokie pasma górskie: Lovćen i Orjen). Poza tym będziecie mieli okazję zobaczyć małe, malownicze miasteczka jak Strp, Risan (zachowały się tu mozaiki z czasów rzymskich), Perast, Orahovac, Dobrota czy na deser Kotor. Gdy mijałem te miejsca obiecałem sobie, że jeszcze tu wrócę.
Ok, nie tracimy czasu! Pierwszy docelowy punkt w Czarnogórze to wyspa św. Stefana!
Wyspa św. Stefana
Sveti Stefan (w cyrylicy: Свети Стефан) – miasto w Czarnogórze, w gminie Budva. W 2011 roku liczyło 364 mieszkańców. Jednak nie miasto, a wyspa, która leży w jego granicach jest naszym celem. Jej powierzchnia wynosi 12 400 m²
Jest skalistą wysepką połączoną groblą z lądem. Więc ta wyspa w zasadzie jest półwyspem. I jest chyba najczęściej pokazywanym obiektem na wszelkich folderach z Czarnogóry.
Od XV wieku istniała tu ufortyfikowana osada rybacka. Jej zabudowę rozpoczęła rodzina Paštrovići, finansując ją ze skarbów zrabowanych Turkom. Na początku XIX wieku wyspę zamieszkiwało około 400 osób. Po II wojnie światowej miejscowość była prawie całkowicie wyludniona – bieda zmusiła mieszkańców do emigracji. Wtedy zrodził się pomysł adaptacji wyspy na hotel. Pozostałych mieszkańców wysiedlono w 1952 r. Następnie w latach 1955 – 60 kompletnie odrestaurowano 80 oryginalnych kamiennych domków, przekształcając je w luksusowy kompleks hotelowy, chętnie odwiedzany przez największych ówczesnego świata poczynając od gwiazd Hollywood jak Marilyn Monroe, Elizabeth Taylor, Bobby Fischer, Sophia Loren, Kirk Douglas i Claudia Schiffer po polityków takich jak Josip Broz Tito. W najwyższej części wyspy stoi cerkiew św. Stefana z XV w. od której wyspa wzięła nazwę. Okres prosperity skończył się na początku lat 90. XX wieku wraz z rozpadem Jugosławii. W 2005 roku władze postanowiły przywrócić wyspie Sveti Stefan dawną świetność. Po międzynarodowym przetargu, w 2007 wybrano sieć hoteli Aman Resorts, by przywróciła ją do życia. Dzierżawa wyspy została ustalona na 30 lat.
Zewnętrzny wygląd kilkusetletnich, krytych czerwoną dachówką budynków pozostał praktycznie niezmieniony. Wnętrza przeszły natomiast prawdziwą architektoniczną rewolucję. Ekskluzywny pięciogwiazdkowy kompleks hotelowy nosi nazwę Aman Sveti Stefan i był otwierany fazami. W pierwszym etapie w grudniu 2008 roku po odrestaurowaniu otwarto położoną przy plaży na lądzie Villę Miločer, zbudowaną w latach 1934–1936, będącą niegdyś letnią rezydencją Marii – królowej Jugosławii.
Później otwierano kolejne, przebudowywane obiekty. Obecnie kompleks na wyspie składa się z 50 pokoi i apartamentów i w przeciwieństwie do Villi Miločer nie jest dostępny przez cały rok. Rezerwację można tu robić na okres od maja do października. Każdy budynek jest oddzielnym, niepowtarzalnym i luksusowym apartamentem. Jest to ekskluzywny kompleks hotelowy z labiryntem uroczych, wąskich uliczek. Znajdują się tu centra handlowe, kasyna, restauracje, baseny oraz boiska. Jest to najdroższy kompleks hoteli w Czarnogórze i okolicy – ceny za nocleg sięgają nawet 3000 euro za dobę. Najtańszy z tych obiektów kosztuje 800 euro za noc. Muszę jeszcze dodać, że minimalny czas pobytu to dwa dni. Domy nie mają numerów, lecz idylliczne nazwy jak np. “Pod kwiatem pomarańczy”. Całość otaczają mury obronne z XV-XVI wieku.
Zainteresowanym podaję link do strony: Aman Sveti Stefan – Luxury Resort in Montenegro
W ostatnich latach wyspę odwiedzali między innymi Sylvester Stallone, Victoria i David Beckham oraz Anna i Robert Lewandowscy. W lipcu 2014 w kompleksie odbyło się wesele serbskiego tenisisty Novaka Djokovicia.
Nie ma szansy oczywiście na to by wejść tu, na wyspę św. Stefana by pospacerować. Goście hotelu mają ją wyłącznie dla siebie. Grobla prowadząca na wyspę jest pilnowana przez strażników i wystarczy zbliżyć się do niej nieco, by spotkać się z ich żywą reakcją. W czasach covidowych, gdy gości brakowało, można było w towarzystwie miejscowego przewodnika zwiedzić wysepkę po uiszczeniu stosownej opłaty. Jednak to nie był ten dzień gdy tu byłem.
Zatem zostało nam podziwianie Stefana z daleka. Jadąc magistralą adriatycką, z północy, od strony Budvy, dokładnie na wysokości wyspy po prawej stronie ulicy znajduje się mała zatoczka, z której można strzelić selfiaka ze Stefanem w tle. W sezonie turystycznym może być tu jednak tłoczno.
Polecam przejazd pod cerkiew św. Sawy. Na mapce z początku postu (z wyspą św. Stefana) cerkiew ta jest widoczna w prawym, górnym rogu (St. Sava Church).
Została zbudowana w 1141 roku. Ostatni odcinek drogi prowadzący do niej jest dość wąski, kręty i dziurawy, ale widoki jakie na Was tu czekają zrekompensują trudy. To moim zdaniem najlepszy punkt widokowy na Zatokę Budvańską i wyspę św. Stefana.
A swoją drogą czy warto gonić taki kawał drogi by postać chwilę pod cerkwią i pogapić się na wyspę? Warto! Można by tu dłużej posiedzieć, ale słońce praży a poza tym czeka nas jeszcze Kotor, a potem powrót do Drače.
Dla podróżujących dalej na południe to pożegnanie z Jadranem. Dalej droga prowadzi w głąb lądu.
Kotor
Kotor (cyrylicą: Котор, włoska wersja nazwy Cattaro) to miasto południowo-zachodniej Czarnogóry. Ma niewiele ponad 950 mieszkańców i cudowne położenie przy zboczach trzech masywów górskich: Lovćen, Vrmac i Dobrota tuż nad Zatoką Kotorską.
Kotor – skąd nazwa?
Językoznawcy są zgodni, że współczesna nazwa miasta ma pochodzenie greckie. Najczęściej wywodzi się ją od starożytnej nazwy “Dekatera” – nie ma jednak zgodności co do jego pochodzenia. Część dowodzi, że wywodzi się ono od starogreckiego “katareo” czyli gorąco (kto tu był latem ta wersja będzie mu najbliższa). Inni widzą tu zbitkę dwóch słów “deka” i “thira”, co oznacza “miasto o dziesięciu bramach”.
O mieście Decatera jest też mowa w traktacie cesarza Konstantyna VII “O zarządzaniu państwem”. Władca pisze tu: “Miasto Decatera oznacza w języku Rzymian “ściśnięty i zduszony”, ponieważ morze wkracza niczym ściśnięty język na 15 lub 20 mil, a miasto znajduje się na przylądku morskim”. Tu też jest dużo racji bo miasto jest wciśnięte między wysokie pasmo gór i morze.
Krótko o długiej historii Kotoru
Historia Kotoru jest tak długa, że skupimy się tylko na tej najbardziej odległej. Pierwszą osadę założyli tu w III w. p.n.e. Ilirowie, po nich osiedlili się tu Grecy. Założyli port handlowy o nazwie Acurion. Za czasów rzymskich, od 168 r. p.n.e., miasto nosiło nazwę Acruvium, będąc częścią prowincji Illyricum (w czasach Republiki Rzymskiej), a później Dalmatia (w czasach Cesarstwa Bizantyńskiego). Zmieniono wówczas łacińską nazwę miasta na grecką Dekaderon. Od czasów cesarza Justyniana Wielkiego miasto było jedną z ważniejszych twierdz w regionie (dzięki wybudowanej w 535 r. powyżej miasta fortecy). W 840 r. zostało splądrowane przez Saracenów. Miasto pod panowaniem bizantyńskim pozostawało aż do początku XII wieku. Było jednym z głównych ośrodków Dalmacji i do XI wieku językiem tu używanym był dalmatyński.
Zwiedzamy Kotor
Zacznijmy od parkingu (ważne dla podróżujących samochodem). Przy samym starym mieście są dwa, trzy niewielkie płatne parkingi, jednak w sezonie nie znajdziecie tu wolnego miejsca. Polecam bezpłatny parking przy miejskim cmentarzu (Gradsko groblje Kotor), na południe od starówki, w kierunku Budvy, przy trasie E80. To ledwie około 1 km i 15 minut spacerem do bram starego Kotoru.
Idąc od południa możecie z daleka oglądać system średniowiecznych murów miejskich i budowli górujących nad miastem. Stare Miasto otoczone jest murami, które łączą się z twierdzą św. Jana (Tvrdjava Sv. Ivan) na położoną na wzgórzu na wysokości 260 m n.p.m.
Długość murów wynosi 4,5 km, wysokość – 20 m. Od tej strony wejdziecie na stare miasto przez bramę Gurdić. To jedyna brama która posiada zwodzony most! Jej nazwa pochodzi od niecodziennej rzeki Gurdicz, która opływa południową część bastionu Gurdić. Niecodzienność polega na tym, że nie ma stałego kanału – podczas ulewnych deszczy woda wypływa z podziemnych jaskiń i wpada do zatoki. W okresie letnim, gdy opadów nie ma kanał wypełnia się słoną wodą z zatoki.
Przy tej bramie widoczne są miejskie mury prowadzące do twierdzy św. Jana. Po przejściu bramy Gurdić i przejściu około 150 metrów dojdziecie do niewielkiego placu z ujęciem wody (zdatnej do picia) skąd rozpoczyna się jeden z trzech szlaków prowadzących wzdłuż murów miejskich na pobliskie wzgórze.
Wejście na twierdzę i Górę Świętego Jana w Kotorze możliwe jest od godziny 8. rano do 20. wieczorem każdego dnia przez niemal cały rok. Bilet wstępu kosztuje 8 euro. Spoglądając na uproszczoną mapę przy wejściu na szlak wiodący na szczyt Góry św. Jana i twierdzy, zauważymy trzy trasy podzielone według kategorii ryzyka: niebieski szlak to stosunkowo bezpieczny; żółty szlak to strefa zwiększonego ryzyka; czerwony szlak jest najtrudniejszy.
Na zdjęciu obok widzimy bramę prowadzącą do twierdzy św. Jana, a po prawej jej stronie rozrysowane trzy kolorowe szlaki. Pierwszy etap to kościół Matki Bożej Uzdrowienia Chorych (Pani od Zdrowia). Ten odcinek to zaledwie 450 metrów od wspomnianej studzienki, ale schody wrażenie zrobią na mniej wprawnych piechurach. Kolejny etap to twierdza św. Jana.
Znów niby tylko 650 metrów, ale droga prowadzi ostrymi zakosami i nie jest łatwa. Ponieważ droga ta jest na otwartym terenie, gdzie mocno operuje słońce, polecam wybrać się tu w pochmurny dzień, ewentualnie wczesnym porankiem lub wieczorem. Pamiętajcie o wygodnych butach, okryciu głowy i hektolitrach wody. Warto zadać sobie tyle trudu, widoki na Kotor i zatokę zapierają dech w piersiach.
Ok, pięknie, ale my mamy już za sobą w tym dniu Kupari, Cavtat, wysepkę św. Stefana, zbliża się wieczór, brzuch zaczyna upominać się o konkretny wsad a w planach jeszcze zwiedzanie starego Kotoru i powrót do Drače. Dlatego wyprawę na mury miejskie zostawiamy na kolejny raz i ruszamy na zwiedzanie starego miasta.
Idziemy w miasto. Stare miasto Kotor jest niewielkie. Jest jakby skondensowanym Dubrownikiem.
Uliczki są wąskie, ich sieć gęsto przecina bryłę miasta. Nawet place nie są tak przestronne i rozłożyste jak w innych miastach. W Kotorze place są nieregularne, powykrawane wchodzącymi nań budynkami, świątyniami katolickimi i prawosławnymi cerkwiami. To miejsce ma wyjątkowy klimat. Mimo iż uliczki są wąskie, place niewielkie a turystów wielu, wszystko z sobą współgra. Jestem zauroczony tym miejscem.
W kwietniu 1979 roku miasto zostało nawiedzone silnym trzęsieniem ziemi, które zrujnowało sporą jego część. Lęk utraty tego pięknego miasta sprawił, że już w tym samym roku, w październiku stare miasto Kotor zostało wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Ułatwiło to odbudowę jego zabytków.
Nie spieszcie się ze zwiedzaniem, delektujcie się. To prawdziwy smakołyk. Dzięki temu w pełni poczujecie atmosferę tego miejsca. Ponieważ uliczki są tak wąskie, a place niewielkie nie ma dużych skupisk turystów. Mimo dużego ruchu nie ma tu hałasu, dźwięki są tłumione przez małe przestrzenie. Magiczne miejsce. Szwendając się niespiesznie spotkacie tu liczne koty, włóczące się równie wolno jak wy, ocierające się o nogi siedzących w restauracjach ludzi z nadzieją, że coś skapnie im lub wylegujące się na słońcu.
Te zwierzaki panują tu. Nic dziwnego, że znajdziecie tu zarówno sklep z upominkami Cats of Kotor (Stari Grad 490) jak i prawdziwe Muzeum kotów (strona muzeum – CATS MUSEUM). Pod adresem Stari Grad 371 obejrzycie liczne pocztówki, obrazy, litografie, reklamy, etykiety, ilustracje z książek na których znajdują się wizerunki kotów.
Lista zabytków do odwiedzenia w Kotor jest bardzo długa.
Obejmuje liczne kościoły, z których top 10 to:
- cerkiew św. Łukasza (Sv. Luke) z XII wieku,
- cerkiew św. Mikołaja (Sv. Nikole) z cennymi ikonami
- katedra św. Tryfona (Katedrala Sv. Tripuna) patrona miasta, kilkakrotnie przebudowywana w okresie XII-XVII wieku, głównie z powodu powtarzających się trzęsień ziemi. Najważniejszy zabytek romański w mieście.
- Bazylika Mariacka Przy Rzece z 1221 roku (w zakrystii znajduje się baptysterium z VI w.) sanktuarium bł. Hosanny z Kotoru
- kościół Matki Boskiej Uzdrowienia Chorych (Matki Bożej Od Zdrowia) na linii murów obronnych z 1518 roku
- romańsko-gotycki kościół Św. Michała (Sv. Mihaila), zbudowany na ruinach benedyktyńskiego klasztoru, z malowidłami z XIV wieku i freskami z XV wieku
- kościół św. Klary (Sv. Klare), z marmurowym ołtarzem
- kościół św. Pawła (Sv. Pavla) z XIII wieku
- kościół św. Józefa (Sv. Josipa) z klasztorem franciszkanów
- kościół św. Anny (Sv. Ane) z przełomu XII i XIII wieku, freski z XV wieku
Oraz kilka pałaców, z których najbardziej znane to:
- gotycki Pałac Drago (Palata Drago) z XV wieku
- Pałac Rady Miejskiej (Gradska vijećnica) z 1762 roku
- Pałac Bizanti z XVII wieku
- Pałac rodu Grgurina (Palata Grgurin) z 1732 r., mieszczący obecnie Muzeum Morskie Czarnogóry
Ale spokojnie – zajmiemy się tylko trzema spośród nich – tymi, które najbardziej mi się spodobały (na powyższej liście to trzy pierwsze miejsca), a które znajdują się względnie blisko siebie (na niewielkiej starówce wszystko jest blisko siebie). Będą to: katedra św. Tryfona (patrona miasta) przy placu św. Tryfona oraz cerkwie św. Mikołaja i św. Łukasza przy placu św. Łukasza. Kościoły dzielą dwa-trzy nieregularne place na których rozgościły się cieniodajne parasole knajp, hojnie sycących swoich gości pysznymi potrawami. Czyli pomysł na dobre zakończenie tego intensywnego dnia już mam….
Kościół św. Tryfona
Spacerując po starówce nie sposób jest przeoczyć ten budynek. Stoi przy placu Św. Tryfona (Pjaca Sv. Tripuna). Jest imponujący, po obu jego stronach znajdują się wysokie, choć podobnie jak w naszym krakowskim kościele mariackim, nierówne dwie wieże. Św. Tryfon jest patronem Kotoru. Otwarcie kościoła było w roku 809. Zgodnie z legendą jeden z tutejszych mieszczan – Andrea Saracenis, kupił od podążających do Konstantynopola kupców część relikwii św. Tryfona, a potem sfinansował budowę świątyni. Historia tego przedsięwzięcia została opisana w krótkim dokumencie zwanym “Kartą Andrzeja”, uznawanym za najstarszy przykład literatury czarnogórskiej. Kościół był miejscem licznych pielgrzymek, a cesarz Konstantyn VII wspomina o dziejących się tu licznych cudach:
“W tym samym mieście spoczywają szczątki św. Tryfona, który leczył wszystkie choroby, szczególnie u osób opętanych przez nieczystego ducha; jego kościół zbudowano na planie koła.”
Problematyczne jest właśnie to ostatnie zdanie. Długo przyglądałem się temu kościołowi i do planu koła mu daleko. Również w historii świątynia nigdy nie była okrągła. Prawdopodobnie kronika została błędnie przetłumaczona (słowo rotunda mogło oznaczać kopułę świątyni). Sklepienie kościoła pokryte było kiedyś kopułą. Kościół ten po kilkukrotnych trzęsieniach ziemi był gruntownie przebudowywany. Kościół w obecnym kształcie wzniesiono w stylu romańskim w 1166 roku jako katedrę diecezji kotorskiej, która utrzymała się mimo schizmy wschodniej. Jak wspomniałem kościół ten był kilkakrotnie niszczony przez trzęsienia ziemi i przebudowywany (w stylu renesansowym i barokowym). W XIX wieku katedrze groziło zawalenie. Rozpoczęto jej odbudowę. Postawiono sobie za cel przywrócić całości pierwotny wygląd (zmieniono portal wejściowy, a wieże z owalnych znów stały się czworokątne). Ostatni remont budowla przeszła po trzęsieniu ziemi z 1979 roku.
Do naszych czasów nie przetrwała kopuła kościoła. Po trzęsieniu ziemi z XV wieku podczas prac rekonstrukcyjnych prowadzonych w XVI i XVII wieku nie zdecydowano się na jej odtworzenie ze względu na małą wytrzymałość kopuł na trzęsienia ziemi. Wówczas też (ze względu na ograniczone środki) nie ukończono odbudowy jednej z bocznych wież (jest widocznie niższa).
Wnętrze kościoła św. Tryfona może wydawać się puste i zimne. Do naszych czasów przetrwała jedynie część wyposażenia. Za najcenniejsze uważane jest marmurowe tabernakulum, które wykonał miejscowy rzeźbiarz Wit Kotoranin. Z pochodzących z 1331 roku fresków przetrwały jedynie nieliczne fragmenty.
Zachowały się: renesansowe sarkofagi, średniowieczna chrzcielnica i kilka nowożytnych obrazów. Warto też obejrzeć skarbiec – można tu wejść przez prawą nawę, a następnie przejść balkonem umieszczonym nad portalem wejściowym do drugiej części muzeum. Do skarbca wchodzi się przez kute żelazne drzwi, ozdobione figurą ukrzyżowanego Chrystusa. W skarbcu znajdują się cenne zbiory takie jak:
- srebrny relikwiarz z głową św. Tryfona, zawierający szczątki patrona miasta,
- religijne obrazy, autorstwa pochodzącego z Zatoki Kotorskiej malarza Lovra Dobričevicia,
- obrazy artystów XVI-wiecznej szkoły weneckiej,
- miejscowe i weneckie wyroby ze złota z XIV-XX w.,
- krucyfiks, którym legat papieski bł. Marek z Aviano błogosławił wojska Jana III Sobieskiego podczas szturmu pod Wiedniem
Wstęp do kościoła jest płatny, jak do muzeum.
Po wyjściu od Tryfona jak zwykle troszkę pobłądzimy uliczkami bez planu i trafimy na plac św. Łukasza, a tu:
Cerkiew Św. Mikołaja
To jedna z piękniejszych świątyń jakie widziałem. Cerkiew Świętego Mikołaja jest najważniejszą świątynią prawosławną w Kotorze. Z daleka widoczne są dwie cebulaste, czarne kopuły ze złotymi krzyżami na szczycie. Kiedyś w tym miejscu znajdował się klasztor dominikanów. Po wkroczeniu wojsk napoleońskich zakonnicy zostali stąd usunięci. Budowlę oddano ludności prawosławnej.
Całość spłonęła w roku 1896. Budowę świątyni w obecnym kształcie rozpoczęto w 1902 roku według projektu Cirila Ivekovica. Zakończono w 1909 roku. Jest więc stosunkowo młodą budowlą. Jednak jej wnętrze robi niesamowite wrażenie.
Najcenniejszym dziełem sztuki jest ikonostas wykonany w 1908 roku przez czeskiego malarza Franciszka Zieglera. Uwagę zwracają też modlitewne księgi, srebrne świeczniki oraz ogromne żyrandole. W pobliżu cerkwi znajduje się też skarbiec z bogatą kolekcją ikon, dzieł sztuki, dokumentów i strojów kościelnych.
Cerkiew Świętego Łukasza
Prawosławna Cerkiew Świętego Łukasza (serbska wersja nazwy to Crkva Svetog Luke, czarnogórska: Црква Светог Луке). Świątynia została zbudowana w 1195 w czasie, gdy Czarnogóra była pod panowaniem władcy serbskiego Stefana Nemanii i jego syna Vukana. Wmurowana marmurowa tablica z łacińskim napisem zaświadcza, iż została ufundowana przez Mavro Kacafrangi i jego żonę Bonę. Do połowy XVII wieku świątynia była kościołem katolickim. Nawet po przekazaniu go prawosławnym wiernym, do 1812 znajdował się w nim katolicki ołtarz. Przez długi czas były tu odprawiane nabożeństwa w obu obrządkach. To jedyna chrześcijańska świątynia w mieście, która nie poniosła większych strat w czasie trzęsienia ziemi w 1979 roku.
Wchodzimy do środka, panuje tu przyjemny chłód. Wnętrze zdobią nieliczne fragmenty fresków na północnej ścianie z przełomu XII i XIII wieku. Przedstawiają one trójkę świętych: św. Katarzynę, św. Sylwestra i św. Barbarę. Dwa ikonostasy pochodzą z XVIII wieku. Posadzka w cerkwi została wykonana z płyt nagrobnych zmarłych mieszkańców Kotoru, bowiem aż do 1930, pochówki odbywały się w samym kościele.
Ze starego miasta wychodzimy Bramą Morską (Morska Vrata) – główną bramą miasta, prowadzącą do Zatoki Kotorskiej. Swój obecny renesansowy wygląd uzyskała w XV w. Nad wejściem umieszczono tablicę z datą 21.11.1944 czyli datą wyzwolenia miasta spod okupacji nazistowskiej. Nieco wyżej umieszczono napis: “Tuđe nećemo, svoje ne damo” czyli “Obcego nie chcemy, swojego nie oddamy” przypisywane Josipowi Broz Tito. Na samej górze widnieje herb antyfaszystowskiej organizacji AVNOJ;
Przechodząc nią wchodzimy na:
Trg od Oružja
Po wyjściu ze starówki przez Bramę Główną trafiamy na podłużny plac, czyli Trg od Oružja (plac Broni – w sensie oręża a nie Bronisławy). Niegdyś funkcjonował tu bowiem arsenał. Spotkamy tu kilka ważnych zabytków. Przede wszystkim w oczy rzuca się wieża zegarowa. Jest ona jednym z symboli miasta. Pochodzi z XVII w. W trakcie trzęsienia ziemi, o którym wspominaliśmy już kilkukrotnie, tego z 1979 r. budowla ta dość mocno się przechyliła. Oprócz tego przy placu strażnica, pałac książęcy, budynek dawnego arsenału oraz Teatr Napoleona.
Ok, pochodzone, teraz trzeba by coś zjeść….
Ilość przebytych kilometrów, temperatura nawet wieczorem przekraczająca 30 stopni, to że od poprzedniego posiłku jakim było poranne śniadanie upłynęło już ponad 12 godzin – to wszystko sprawiło, że pizza konoby Scorpio smakowała jak najbardziej wykwintne danie. Marzyłem o poważnym kuflu zimnego piwa Karlovacko, albo Ożujsko, albo jakiegokolwiek innego zimnego piwa, ale świadomość trasy jaka mnie jeszcze czekała dość okrutnie obeszła się z tym moim marzeniem. Jednak Prirodna limunada okazała się równie wybitna!
Wracamy do Drače…